Kamienie

Krople deszczu na skroniach

Patrzę na Wisłę a kartki mokną w dłoniach

Patrzę na życie, miasto śpi bezpiecznie w domach

Gdzie w każdym z nich mieszka niejedna historia

Czasami wkradam się jak złodziej w czyjeś życie

W brudach brodzę w śmierci i śmiechu zachwycie

Czasem zazdroszczę, czasem nienawidzę

Wiem, że każdy ma swoją drogę ja o swojej wam pisze

I słucham ludzi, w ich oczach widzę siebie

Może naiwnie w solidarność między nami wierzę

W czterech ścianach zaklęty niejeden dramat

Przeklęty, który chcesz wyrzucić z siebie

Wiele bólu, który trochę już zaśniedział

Ale wciąż krzyczy by ktoś o nim opowiedział

Nawet, jeśli będą mówić, że pamiętać nie warto

To my i kamienie jesteśmy świadkiem z przypadku

Chcę wyrzucić z siebie gniew, wyruszam w miasto

Uciekam z miejsca, w którym czuję się zbyt ciasno

Warszawa nie śpi, dzisiaj będzie moją parą

Za ręce przez bruk, nocny spacer ku gwiazdom

Przemierzam miejsca, które znam na pamięć

Tysiące kroków tylko po to by sens znaleźć

Spokojna noc, powoli zanurzam się w ciszy

I tylko wiatr rozwiewa niespokojne myśli

Niby samotnie, jednak mam tu słuchaczy

Dookoła kamienie, które niejedno widziały

I myślę gdyby kamienie mogły mówić

Powiedziałyby prawdę tak różną dla ludzi

To cichy świadek, więc opowiem mu historię

Możesz krzyczeć tu ze mną, wyrzuć to, co siedzi w tobie

Nie bój się, one nigdy nas nie skrzywdzą

To nie ludzie, których oczy ciągle nic nie widzą

Tak wiele bólu dzieje się za kurtyną

Wśród ścian, które milczą

Choć czasem, gdy nastawisz ucho krzyczą, jasne staje się wszystko

Blizny z przeszłości drogą by zrozumieć przyszłość

Odpowiedzi czasem leżą tak blisko

Wystarczy sięgnąć by wiedzieć, co jest przede mną

Zbieram brudy samemu brudząc ręce

Patrzę w mrok, mrok patrzy w moje serce

Wiem więcej, ale też mniej mogę znieść

Gdzie jest spokój, kuszą drzwi, w które można wejść

W każdej chwili wolność popłynie z każdej żyły

Lecz to za łatwe wciąż mam w sobie tyle siły

By żyć, oddychać pełną piersią

Chociaż czasem mam dość i oddech przychodzi ciężko

Niech żyje życie nawet, gdy wszystko przepadnie

Ja usnę, ale kamienie będą mówić za mnie

Tak niewiele mi potrzeba żebym znalazł swój spokój

Chcę budzić się rano i mieć kogoś przy boku

Chcę znów zaufać nie dostawać ciosów w plecy

Bo życie to chwila ja tą chwilą chcę się cieszyć

Staram się walczyć z własnymi słabościami

Jestem jedynie człowiekiem i często nie znam granic

Wierzę mocno, że wszystko wkrótce się ułoży

A dziś mówię kamieniom o tym, co najbardziej boli

Tyle razy uciekałem i nie chciałem rozmawiać

Zawsze sam z problemami tak z życiem chciałem się zmagać

Jednak z czasem zauważyłem tę różnicę

Że gdy krzyczę głośno to mam sumienie czyste

I nawet, gdy milczysz i nie chcesz mnie słuchać

A moje słowa to dla ciebie tylko pustka

Wiem co robić i szybko znajdę nowy powód

By wyjść z domu i odwiedzić me kamienie znowu