Lyrics Jacek Kaczmarski

Jacek Kaczmarski

Prapradziadek

W dogasającym palenisku

Iskra skwierczy

Wzrok prapradziadka lśni od błysków

Krwiożerczych.

Pewnie podąża wśród uśpionych

Za ofiarą

A z nim, w ciemnościach przyczajony

Mój praród.

Na znak unosi w ciemne niebo

Złomek kija

I wali z całych sił gdzie trzeba -

Zabija.

W podbitym nocą koczowisku

Ognie płoną

Wzrok prapradziadka lśni od błysków

Łakomych.

Kroi pękniętym wzdłuż krzemieniem

Tors człowieka,

Wybrany ochłap nad płomieniem

Opieka.

Czeka aż palce mu oparzy

Krew prawdziwa

Zbliża dymiący kęs ku twarzy -

Spożywa.

W dogasającym palenisku

Wciąż coś syczy.

Wzrok prapradziadka lśni od błysków

Magicznych.

Wzdyma policzki, dmucha w popiół

Jak natchniony,

Obiema dłońmi w kościach kopie

Zwęglonych.

Spać mu nie daje znów, jak nieraz

Rozkosz grozy.

Palcem po skale tłuszcz rozciera -

Tworzy.

W zwierzęcych futer legowisku

Coś się rusza

Na prapradziadka łydką błyska

Pokusa

Pradreszcz mu cały świata zburzy

Wizerunek

Dopadnie, weźmie - i przedłuży

Gatunek

Źrenic mu nagły ruch łuczywa

Blask rozszerzy,

Na nicość w której coś ożywa -

Wierzy.