Lyrics Jacek Kaczmarski

Jacek Kaczmarski

Sąd nad Goyą

Głuchy zdycha mało godnie:

Stęka, skarży się i gdera,

Cuchnie jakby robił w spodnie;

Balwierz żyłę mu otwiera.

Cieknie siła, upór, pycha,

Strach i miłość na poduchy;

Ze starości Głuchy zdycha,

Osiemdziesiąt lat żył Głuchy.

Duchy, zjawy i upiory

Kłócą się o krew pacjenta.

Nie usłyszy kłótni chory,

Ale widzi i pamięta:

Nagiej Mai pierś dziewczęca,

Księżnej Alby władczość warg;

Słońce się nad sierrą znęca,

Błyskiem broczy byczy kark.

Sępio wzrok królewski świeci

Nad jedwabnym łupem szat,

Saturn zżera własne dzieci,

Szatan się w rokoko wkradł.

Chłopski taniec, dworskie łaski,

Ciężar jąder plącze krok;

Słońce się nad sierrą pastwi

Much ucztuje rój wśród zwłok.

Osioł człeczy los odmierza,

Małpa się w zwierciadle gnie,

Płoną stosy od pacierza,

Ofiar Bóg-sadysta chce.

Głuchy zdycha mało godnie:

Stęka, skarży się i gdera,

Cuchnie, jakby robił w spodnie;

Balwierz żyłę mu otwiera.

Cieknie siła, upór, pycha,

Strach i miłość na poduchy;

Ze starości Głuchy zdycha,

Osiemdziesiąt lat żył Głuchy.

Duchy, zjawy i upiory

Kłócą się o krew pacjenta.

Nie usłyszy kłótni chory,

Ale widzi i pamięta:

Po pałacach i katedrach

Zdjęty strachem ludzki kał -

Świeżym mięsem trzęsie febra,

Osły dosiadają małp.

Wachlarzami nietoperzy

Popiół z sierry zmiata wiatr;

Kat ofierze swej nie wierzy,

Że i nad nim stoi kat.

Korsykanin zmywa z tronów

Zabobonów ciemną ciecz -

Grzebie w trzewiach wyzwolonych

Lepki od wolności miecz.

Słońce się nad sierrą toczy

I osusza czaszki z łez,

W nieme niebo wznosi oczy

Zakopany w piachu pies.

Głuchy zdechł i balwierz poszedł.

Duchy trupa wezmą stąd

I na sabat go poniosą,

Gdzie się wiedźm odbędzie sąd.

Co to ma być za malarstwo?

Stylistycznej jaźni brak!

Literackość! Efekciarstwo!

Chorej wyobraźni smak!

Szatan się ze śmiechu trzęsie,

Zapluwają się staruchy;

Goya myśli - miałem szczęście,

Żem i żył i umarł - głuchy.