Lyrics Jacek Kaczmarski

Jacek Kaczmarski

Traktacik o wyobraźni

Ma życie stanów rozmaitość:

Przesyt, niedosyt, czczość i sytość,

Jakość, nijakość, ruch i trwanie,

Kwitnienie i obumieranie.

Doprawdy - nadmiar mocnych wrażeń,

Splątanych ścieżek, przeobrażeń...

Szczęściem - ratuje ciągłość jaźni

Zbawienny uwiąd wyobraźni.

Są zatem tacy, którym za nic

Poznania przekraczanie granic,

Wiedzą, co dzieje się dokoła,

Czemu Bóg milczy, Otchłań woła.

Ci, kiedy im się zadrżeć zdarzy

Liczą na księży lub lekarzy.

Żyją szczęśliwi, niepoważni -

Zbawienny uwiąd wyobraźni.

Inni, choć się nicością sycą -

Ufają wszelkim obietnicom,

Zaklęciom, czarom i loteriom,

Z obrzędem i śmiertelnie serio.

Nic to, że co dzień się kaleczą

Bo ich nadzieje sobie przeczą:

Największa bzdura ich nie drażni -

Zbawienny uwiąd wyobraźni.

A jeszcze inni - pojęć gracze -

Bawią się odwracaniem znaczeń

I, niezliczone czerniąc strony,

Stawiają domki z kart znaczonych.

Rozrywka płocha, życiochłonna,

Wolna od zasad, więc bezstronna.

Mistrzem jej, kto się głośniej zbłaźni...

Zbawienny uwiąd wyobraźni.

Jest jeszcze paru, co się błąka

Wśród kolumn, po zamierzchłych łąkach,

Gdzie z ruin, fresków i witraży

Sylabizują - co się zdarzy.

Wiedzą, czego nie wiedzą, durnie

Więc cierpią dumnie, żyją chmurnie,

Płoną na mrozie, marzną w łaźni -

Wolni więźniowie wyobraźni.

Ci, co się trwożą, co się leczą,

Co trwodze i rozumom przeczą,

Co zarabiają na żonglerce,

Ci, co przez szkiełko patrzą w serce -

Spotkają się na miejscu kaźni...

Zbawienny uwiąd wyobraźni.