Lyrics Jacek Kaczmarski

Jacek Kaczmarski

Z XVI-wiecznym Portretem Trumiennym Rozmowa

Nie patrz na nas z wyrzutem pyszny szaławiło,

Bądźże z sercem otwartym dla dzieci swych dzieci.

Od twoich czasów sławnych tyle się zmieniło,

Że aż szkoda zawracać tym głowę Waszeci.

Mało wiemy o tobie, coś na Turka chadzał,

Węgra królem obierał i tratował Szweda,

Ale patrzył i tego, by obrana władza

Nie zabrała ci czasem, czegoś sam jej nie dał.

A nie dałeś jej prawa by ci grozić drewnem

Bo przed Bogiem za posła nie chcesz Jezuity,

By na takie cię pola mogła słać bitewne,

Gdzie krew i rany - twoje, a cudze profity.

A my, co rusz, to przed kimś

Kolejnym - na kolanach;

Dalekośmy odeszli

Od siły Waszmość Pana.

Po wciąż to nowych dworach

Pętamy się nie w porę;

Kochamy się w honorach,

Nie znamy się z honorem.

Łypnij na nas łagodniej okiem wyrazistym

Co widziało królestwa twojego Wiek Złoty,

Zamiast łajać nas z trumny za sprawą artysty,

Że są czasy kolosów i czasy miernoty.

Rzymskim prawem się szczycisz opartym na sile:

Dłoń złocisty pas maca, kręci wąs sumiasty;

Ale wyrozumiałość - to siły przywilej

Urodzony z rozumu na twój wiek szesnasty.

Czemuś synów nie uczył, z czegoś sam korzystał,

Że czapka rozum grzeje, by nie skapiał chyłkiem?

Rychło jeden za drugim - poseł czy statysta -

Czapkowali rozumem, a myśleli tyłkiem.

I my - na byle słowo

Na tylne stajem łapki;

W zawiei z gołą głową

Szukamy własnej czapki.

W tym, co zostało z włości

W dziedzictwie po waszmościach -

Brakuje nam mądrości,

Kochamy się w mądrościach.

Patrz na nas jak uważasz, pyszny szaławiło,

Jest czego ci zazdrościć, jest i za co karcić.

Choć dawno już cię nie ma - cennie ci się żyło,

A ci, co się cenili - byli tego warci.

Znaczyło słowo - słowo, sprawa zaś gardłowa

Kończyła się na gardle - które ma się jedno;

Wtedy się wie jak życie w pełni posmakować,

A ci, w których krew krąży - przed śmiercią nie bledną.

Koniem dla nich istnienie! - Trzeba znać ogiera;

Pięści słucha, czy pieśni, czy rwie się w step czy w tłum;

I umieć nie spaść, kiedy piersi pęd rozpiera

A spadłszy, szepnąć jeszcze - equus polonus sum!

A my, nie z własnej winy,

Aż się przyznawać hadko -

Nie znamy już łaciny

I z polskim nam niełatwo.

Lecz ujrzy przodek w grobie

Na co nas jeszcze stać:

Bo się kochamy - w sobie!

Nie pragnąc - siebie - znać!