Lyrics Maryla Rodowicz

Maryla Rodowicz

Z sufitu

Jest takie miejsce na suficie,

gdzie czasem widać rzeczy sedno.

Wystarczy długo się wpatrywać

wtedy, gdy jest ci wszystko jedno...

Gdy coraz mniej rozumiesz z tego,

co w życiu nam się zdarza.

A czas wydziera dnie i noce,

jak... kartki z kalendarza.

Co z tą nadzieją, czemu wciąż

jak zimne ognie gaśnie?

Czemu tak smutno wokół mnie,

choć się spełniają baśnie?

Bóg coraz bardziej roztargniony,

pewnie za dużo ma na głowie,

a gdy na wysokościach zamęt,

czy spać spokojnie może człowiek?

Gdy ciemno, budzą się demony;

bezczelnie włażą wszędzie.

A że się mnożą bez umiaru,

to jeszcze ciemniej będzie.

Co z tym rozumem, czemu śpi,

gdy tak potrzebny właśnie?!

Czemu tak głupio wokół mnie,

gdy się spełniają baśnie?

Mój anioł stróż się właśnie zdrzemnął.

Ma przerwę w pracy aż do świtu.

By jakoś przetrwać noc bezsenną,

czytam: ''Nieznośną lekkość bytu''.

Nade mną Niebo, wciąż gwiaździste,

A we mnie mgła zwątpienia.

Gapię się w sufit choć wiem dobrze,

to nie najlepszy punkt widzenia.