Pod zadnym pozorem

Wbrew pozorom, wbrew narzucanym rygorom.

Póki płynie w nas krew swoją treść będziemy nieść.

Nawet, jeśli ktoś nie może tego znieść.

Nie wiem, jaki musiałby być powód,

Żebym przestał ufać Bogu,

Moim przyjaciołom i rodzinie

Lepiej pod żadnym pozorem nie pozwolę,

żeby pustość miało dla nich moje imię.

Prędzej zginę niż wyrzeknę się wartości,

Które wieże(?) Zmarnowanych lat,

Jak i pięknych wspomnień nikt mi nie zabierze.

Fakt, jaki jest każdy wie, to ukształtowało mnie.

Wyrzeźbiło na mym ciele znaki mego losu

Już nie zmieni byle jaki czyn, byle jaki skurwysyn

Żaden pieniądz, huj z nim będę żył wierząc,

Że siła w naszych więzach, które sami upletliśmy

Przecież to nie po to na ten świat przyszliśmy

Czy inaczej myślisz?

Po co żyjesz, tylko i wyłącznie dla korzyści

Czy dla marzeń, które kiedyś chciałbyś ziścić?

Przecież to nie wyścig, tylko droga,

Którą konsekwentnie zmierzam

Na spotkanie mego Boga.

Pod żadnym pozorem….

Wbrew pozorom, wbrew narzucanym rygorom.

Póki płynie w nas krew swoją treść będziemy nieść.

Nawet, jeśli ktoś nie może tego znieść.

Pod żadnym pozorem nie ugniemy się pod naporem

Tego biznesu, jego splendorem bez stresów

Mamy w sobie pokorę bez wyższości manii

Woda sodowa nie uderza nam do bani

Z pewnością na siebie zdani obdarowujemy zaufaniem

Tych, których życie dobrało tak starannie

Mogą się gonić poszywacie

Myślałeś, że to pewniak,

Nigdy wcześniej byś nie pomyślał ziom a jednak

Bo ludzie to są takie istoty, że jak tylko

Pojawi się trochę floty w głowach może się poprzewracać

Wokół jednego wtedy wszystko zaczyna się obracać

Do jednego sprowadzać

Pod żadnym pozorem życia nie będę sobie zagracać

Ja i mój skład pracujemy nad tym, aby zobrazować świat

Bynajmniej przez pryzmat fortun

Nie gardzimy pieniądzem, to nasze wspólne konsorcjum

Bez rozpierdalania ich na lewo i prawo

W dzisiejszych czasach to inwestycja jest podstawą

Fundamentem twojej przyszłości

Patrzysz w nią czy może wciąż nie masz tej skłonności

Ważne by zachować umiar w tym bezmiarze

Ja się odważę mieć dla pieniędzy szacunek

Nie jak jakiś głupek od palenia stu-złotówek

Co nie cofnie się przed niczym byleby

Mieć w szmatławcu nagłówek jak klan

Ja na to sram – tyle powiem wam

Chcą disów to je dla nich dzisiaj mam

Żądni sensacji, mistrzowie profanacji

To kółko wzajemnej pierdolonej adoracji

Wbrew pozorom, wbrew narzucanym rygorom.

Póki płynie w nas krew swoją treść będziemy nieść.

Nawet, jeśli ktoś nie może tego znieść.