Lyrics Nagły Atak Spawacza

Nagły Atak Spawacza

Czwarty

Tyle prawdy ile korzenie z gleby ssają

Tyle owocu gałęzie ich dają

Tyle światła ile liście wchłoną

Żywi konary strawą upragnioną

Zamknięte wargi obdarte ze słów

Niewidzialną pieśnią nieznajomych głów

Otwierają nam wewnętrzną przestrzeń snu

Poważnie rozdarty ładunkiem trotylu

Zamykam oczy zobaczę ciemność nocy

Nowe bóstwa czy starzy prorocy

Nasze dłonie rozrywają kajdany żebracze

Zatrzymując czas pustych znaczeń

Nasze serca w niewidzialnych szatach

Prawdziwie cesarskich nie żadnych łachmanach

Żałośnie płaczą w ramionach ciemności

Spragnione ciepła prawdziwej miłości

Jak krzesło ktoś przesunął czas

Stara nauka nie poszła w las

Stary porządek rzeczy zniweczył

Rozdmuchał sen i noc skaleczył

Jak kulą miotnął ktoś nad przestrzenią

Kosmosem wszechświatem i naszą Ziemią

Potrząsnął swą siecią pozmieniał granice

Chce zostać na zawsze zarzucił kotwicę

Rządzili wtedy tacy dawali bili brali

Jesienią późną ich też na miejsce poprzestawiali

A ja siedzę tu pod drzewem i myślę o tym

Co kamieniem jest co chlebem a co złotem

Czasem myśl zbawienna nagle błyśnie

W niepokornej mojej głowie

Szepnie myśl ta oczywista

Że to wszystko jest jak koło ratunkowe

Nagły przelot ptaka obok mojego ucha

Zdziwienie zostało budząc wspólnego nam ducha

Zatrzepotałem rzęsami oczy rozwarłem szeroko

Od ziemi się oderwałem wzleciałem wysoko wysoko

Powietrze jak światło rozczepiłem na tęczę

I wtedy zrozumiałem – stąd widać dużo więcej

Słońce paliło a ja papierosa

Wieczorem padałem a deszcz z mego nosa

Fryzury wierzb rozczochrał wiatr

Pokazał jak mu powagi brak

Zmarszczkami poprzecinał stawu skórę

Pokazał jak można przeniknąć strukturę

Co ludziom zdarza się niewielu

Zegarek mój doszedł do celu

Pozostał z niego tylko wrak

Wyrzuciłem więc go na dno krateru

Słońce kapało krwią na gór szczyty

Głodni modlili się za sytych

Puste butelki wyśmiewały z pijaków

Porównując ich do robaków i pędraków

Kapłani już szaty porozdzielali

Szczęśliwcy coś dla siebie dostali

Do szczęścia kurczowo przywiązani

Jak do swego stryczka trup

Ofiary znów dziś zlinczowały kata

Codziennie czeka ta sama zapłata

Wilk zawstydzony uciekł do lasu

Przygotuj sobie cyjanek potasu

Księżyc wybuchnął zwariowanym śmiechem

Odbijanym od przeszkód przeraźliwym echem

I tylko błazen ronił gorzkie łzy

Nad tym naszym dwudziestym wiekiem.