Lyrics Nagły Atak Spawacza

Nagły Atak Spawacza

Dobrego a coś złego

Ma takie dobre oczy a wciąż psioczy

Syn jego umalowanego wciąż widzę lecz nie słyszę

Czy ma rację czy nie

Nie przychodzę nie odchodzę

Nie zostaje mi już dużo świadomości

Lecz gra w kości dobrze robi na spostrzegawczość

Ciemność jasność kontrasty regulujesz ciągle ostrość

Nie widzę ciebie czy człowieka godnego dumnego mądrego pana mego

Co ja mogę co ja mogę co ja mogę

Chyba wpadnę w wielką trwogę

Może jednak się mylę może się pochylę

Przed panem mym nienagannie ubranym

Wysmarowane woskiem buty człek opluty

Wszak czuje się jak zwierzę w niełasce w niewierze

Wciąż tkwi we wszystko wątpi a może i nie

Niespodziewanie wola twoja wolna

Lecz wiąże się z tym śmierć duszy powolna

Nie wiadomo czego to jest przyczyną

Czyją karą a czyją winą

Twoje myśli jednak wcale nie wyginą

Twych szarych komórek nie ominą

Wtedy poczujesz co tak naprawdę przegrywasz

Zawsze ci się wydawało że jednak wygrywasz

A tu nagle przyszło takie rozczarowanie

Nocne czuwanie poradź mi coś panie

Twoje oko już nie rozpoznaje

Kiedy noc a kiedy ranek wstaje

Każdy opuszczony czuje się oszukany

Myśli że nigdzie nie jest lubiany

Każdy jednak orze jak może

Jeden pługiem drugi na traktorze

Wynoś się kolorze

Chcę wiedzieć czarno-biało

Nie wiadomo kiedy moje oko zwariowało

Człowiek zawsze robi to co chce

Nie patrzy czy to dobre czy złe

Ważne że właśnie na to miał ochotę

Potrafi opłacić to wszystko złotem

Potem a nawet własną duszą

Nie ważne że później poddawana jest katuszom

W piekle czy tam jak to się nazywa

Nieważna jest nazwa ważne kto wygrywa

Tylko nieraz sumienie się odzywa

Jednak niestety najczęściej przegrywa

Nie odzywa się potem już wcale

Często mamy o to wielkie żale

Pomocy szukasz u różnych znachorów

W różnych kościołach u różnych doktorów

Człowiek jednak to do siebie ma

Że jak się już mocno o coś postara

To choćby miał iść po trupach

Dojdzie do celu w swych złotych butach

Co tak naprawdę wiemy o sobie

Cokolwiek mi ktoś kiedyś odpowie

Ja nigdy się z tym do końca nie zgodzę

Nie przeproszę go za to ani nie wynagrodzę

Swoje ścieżki wydepczę wychodzę

Zrobię sobie drogę stamtąd skąd pochodzę

I nikomu nie powiem po co to robiłem

Przecież nic nie kazałem ani nie rządziłem

Więc po co buciorami wchodzi w moje życie

Tak jak jest teraz jest znakomicie

Więc niech wypierdala w swe własne ja

Wydaje mi się że każdy jednak ma

Coś w sobie dobrego a coś ze zła

Twoje czyny to jednak twoja wola

Więc nie szukaj usprawiedliwienia człowieku

Żyjesz pod koniec XX wieku

I takie rzeczy nie powinny być ci obce

Inne kroki zawsze wiodą na manowce