Lyrics Piotr Rubik

Piotr Rubik

Ballada o bocianie

Znowu wiatr spod kanapy

Przywiał nam gości dwóch

W marynarkach lilaróż -

- pan komornik i pan stróż

Ważą portfel, co lżejszy niż puch.

Do nóg gościom się łasi

Naszych kłopotów splot,

Choć z balkonu do łóżka

Wsuwa się z dobrą wróżką

Złoty księżyc, mruczący jak kot.

Już nas, miła, nie dogoni żaden list,

Choćby pan listonosz kupił nowy rower.

Jeszcze z pralni letni płaszcz,

Z przechowalni portret nasz

I jak świerszcze dwa za kominem,

Wygrzewając się przez całą zimę,

Wypatrywać będziemy bociana.

[Wypatrywać będziemy bociana.]

Jeszcze w ogon latawca

Trzeba nam miłość wpleść,

Żeby potem ją schować

W wielkim sercu Krakowa,

Które rozstań wszak nie może znieść.

[rozstań wszak nie może znieść.]

Już nas, miła, nie dogoni żaden list,

Choćby pan listonosz kupił nowy rower.

Jeszcze z pralni letni płaszcz,

Z przechowalni portret nasz

I jak świerszcze dwa za kominem,

Wygrzewając się przez całą zimę,

Wypatrywać będziemy bociana.

[Wypatrywać będziemy bociana.]

Już nas, miła, nie dogoni żaden list,

Już nas, miła, nie dogoni żaden list,

Już nas, miła, nie dogoni żaden list.