Lyrics Quebonafide

Quebonafide

Ciernie

Mieliśmy kwit, ale w oczy nam huragany

Bez róży wiatrów ciężko byłoby się ruszyć z miejsca

Wychowywany w domu rozbitym jak fura Diany

Nauczyłem się tam, że synergia jest najważniejsza

Poglądem odchodzę od tego, co przechodziłem

Dla kontrastu sporo akcji na lewo w rynek

Przyzwyczaiłem się, że będą co godzinę dzwonić

Że jak nie nawinę, no to ktoś tu ukradnie mi pomysł

Paru ludzi przez to nie ma, jest więcej przestrzeni

Nawet Archimedes wtedy by nas nie podzielił

Bujałem się wśród marzycieli, większość nadal ze mną

Każdy w trybie przelicz, każdy z gorszą miesięczną

Od zawsze dobra mina do złej gry jak Joker

Albo każdy z tych bardziej socjalnych

To żadne sny z boiska, postałem z rok pod blokiem

Ale stworzyłem wizję po to, by je urealnić

Nigdy żadnego ćpania tu, a jak Schizoidzi

Chcesz to płyń, dla mnie to trochę jak mania

Pewnie bym kochał to, gdybym tego nie nienawidził

Straciłem przez to ziomka, szkoda mi zdrowia i siana

Zimny Cristal w ciepłym domu, jutro to freestyle

Perły, chyba odszukasz tylko na dnie

Dzisiaj czuję się jak racjonalista

Mogący mieć wszystko, czego dusza zapragnie

(He-He-He)

One love, one life, when it's one need in the night

One love, we get to share it

Leaves you darlin', you don't care for it

Mam całe życie spakowane w jeden plik

To ma drugi biegun, za trudny rebus jak śmiech przez łzy

Za dużo dobrych chęci, przez to przechodzę przez piekło

Wymażę z pamięci, jakbym walczył o rolę w “Memento”

To, gdzie jestem, nadal robi mi z głowy destroy

Jestem konfliktowy, jak się pogodzić z myślą

Że najtrwalsze wspomnienie, wszystko, co spiszę

I tak zniknie z wizji jak teleturnieje z Ibiszem?

Dlatego płynę pod prąd jak Gunjack

I będzie tak, póki nie wezmą mnie do Unplugged

Życie jak żart, emocje są prawie martwe

Idąc w stronę morza, nadal czuję się jak Javier Bardem

Jestem na wpół niewidomy od dziecka

I tylko słucham, jak szklane domy tłuką się o twarde serca

Ślepo wierząc w to, że świat ma dla mnie barwę szczęścia

Ślepo wierząc? Świat ma dla mnie barwę szczęścia

Mam głębszą rozkminę niż to, co nawinę

Wokół tyle zła, że nawet nie chce mi się moczyć tych soczewek w płynie

Skurwysynie, miałem je długo przed Hopsinem

Dziś noszę w sobie tylko winę, tylko winę

Którą zżera pustka, nie nabieram wody w usta

Jestem MC, akronimem od Mea Culpa

Nie zgadniesz… I będę się śmiał dopóki nie padnę

(He-He-He)

One love, one life, when it's one need in the night

One love, we get to share it

Leaves you darlin', you don't care for it

Nie wmówisz mi, że jest przytomnie sobie zapomnieć

Istota życia jest niemodna jak nieistotne

Moje obłoki to huśtawka ludzkiego zamętu

I bujam w nich tylko jak dziecko na szkolnym apelu

Deysik z rejonów, które nie chciały go rejestrować

Dziś szumią szumowiny, że nie mam tam u nich konta

Co jakiś czas pakuję sobie własny prezent

Że jak w przyszłości podaruję sobie będzie perfect

Chcę sobie znaleźć swoje radio na fali doznań

By hero w kardio to bohater, a nie Philip Hoffman

Lubię różne rzeczy, używki jak Quad Damage

Chwilowo świecę, mam rakietę, nie do moich celi

Umie mnie motywować szczerze, mentalne więzienie

W ręku se trzymam tę łyżeczkę, te mury wielkie

Wcześniej nie chciałem więcej, pragnienie przychodzi z wiekiem

Bo z każdym happy birthday czaję, że się już nie zrespię

Miałem kiedyś 4 lata coś, ale nie siadło

Stoję na baczność, a nie mogę się ogarnąć

Odjebałem tyle przez to, że zieloną kartę

Dostanę jak arbiter jebnie czerwoną w murawę

To tylko ja, chudy, złoty, blady skurwiel

Wchodzę wam na rządy jak pod rękę z Underwoodem

Och, tak mi się lasuje, nie można wyżej mierzyć

Nagrywam dziś ostatni feat, na którym mi zależy

Czarne ciuchy, trudne wersy, dla ciebie to jet lag

Elementarnie kurwa, czekam na zalążki stage life

A jutro pewnie znowu skopie mnie jak Macedonia

Muszę ich przebić sam, nie zrobi tego kardiogram

One love, one life, when it's one need in the night

One love, we get to share it

Leaves you darlin', you don't care for it