Lyrics Quebonafide

Quebonafide

JESIEŃ

Kiedy nie wieje, to nie wiem, co robi wiatr

Kiedy cię nie ma, wiem jaki się robi świat

Już nawet Joji na słuchawkach brzmi jak żart

Siedzę, i kręcę w tym slow motion własny płacz

Dziś spadnie deszcz, a później pewnie znowu łzy

Jestem wędrowcem, który biegnie w morzu mgły

Na zewnątrz dobrze, a wszystko w środku drży

Zniknęło słońce i świat nie jest w końcu zły

Bo jest najgorszy, więc musimy się trzymać za rączki

Ludzie wokół są smutni jak w Rosji

Nienawidzę Warszawy, i nie chodzę sam do lekarzy, nie jestem dorosły

Może jakoś to przejdzie do wiosny

Czytam wasze pojebane posty

Tyle toksyn w sobie macie chłopcy

To gorsze niż ta czarna kawa i tosty

Szczeniaku, życie to nie jest Wall Street

Wydałem ten twój łańcuch na książki

Gdyby nastrój zależał od forsy nie czułbym się źle, ale czuję się źle

Także jebać pieniążki, nawet cukier potrafi być gorzki

Jebać wasze prezenty i wstążki, pewnie bym zdechł gdybym łykał te krążki

Dziś spadnie deszcz, a później pewnie znowu łzy

Jestem wędrowcem, który biegnie w morzu mgły

Na zewnątrz dobrze, a wszystko w środku drży

Zniknęło słońce i świat nie jest w końcu zły

Bo jest najgorszy, ból jest przy głowie tak jak odrosty

Obrosłem za bardzo, wypadł mi włos pokryty białą farbą

Mój ojciec tylko ojca grał jak Brando

Myślałem, że dawno za mną to szambo

Ale chyba nie, chyba jest źle

Szczęśliwe rodziny ryją mi łeb, patrzę głodny na malowany chleb

Na przemian wraca tęsknota i gniew, tylko jej oczy działają jak lek

Biorę dawki podwójne, mogę łykać je tak jak komunie

Nawet nie pytaj teraz co u mnie

Ja nic nie rozumiem, w butach na koturnie

Nadchodzi smutek, żebym lepiej słyszał

Nie wiem o czym mam rapować i pisać

Linie są proste tak jak lina życia

Zazwyczaj kiedy się przedawkuje szpital

Dziś spadnie deszcz, a później pewnie znowu łzy

Jestem wędrowcem, który biegnie w morzu mgły

Na zewnątrz dobrze, a wszystko w środku drży

Zniknęło słońce i świat nie jest w końcu zły