Lyrics Raz, Dwa, Trzy

Raz, Dwa, Trzy

Upał roztapia granice miasta

Upał roztapia granice miasta

gęste powietrze nabrzmiewa w palcach

zakład fryzjerski kiosk środek rynku

pot kombatanta na kołnierzyku

wystaje słońce ksiądz który w sercu

żyje miłością trwa na zydelku

szukam zapałek wstaję z wysiłkiem

wolno zapalam gaz pod czajnikiem

wdowa przed kioskiem wyjmuje portfel

bierze gazetę kładzie pieniądze

odwraca głowę patrzy i wtedy

fryzjer z kieszonki wyciąga grzebyk

kombatant zmierza w stronę zakładu

słyszy jak fryzjer strzepuje fartuch

siada w fotelu wypycha kanty

lecą do szklanki wiórka herbaty

okno zakładu rynek jak z wosku

powietrze w bramie sprzedawca w kiosku

wdowa na szyi poprawia chustkę

kombatant widzi fryzjera w lustrze

gołąb na oknie trzymam łyżeczkę

nabieram cukier zakręcam wieczko

para z czajnika leci na szybę

przekręcam kurek i nic nie widzę

wycieram okno potrącam szklankę

fryzjer schylony nad kombatantem

upuszcza pędzel cofa się cisza

kombatant właśnie przestał oddychać

słońce za rynkiem z przyzwyczajenia

przy kioskiem jeszcze brakuje cienia

obok zakładu wdowa z torebką

ksiądz na zydelku ogarnia wieczność