Lyrics Raz, Dwa, Trzy

Raz, Dwa, Trzy

Z uśmiechem dziecka kamień

Z uśmiechem dziecka kamień

ze szczytu góry sturlał,

lecz tak swe oparł ramię,

że pod nim pękła góra

i pierwszym drgnęła płaczem

więc długo na jej zbocze

tak smutnym wzrokiem patrzył

aż strumień z niej utoczył

Ale o wschodzie słońca

strumienia szum poranny

tak po pustyni rozsiał

zmieniwszy w oceany

że mógł zastąpić oddech

przypływem i odpływem

i uznał to za dobre

i przyśnił pierwszą rybę

Jak było na początku

I jak się zdarzyć mogło

Przez tego, który w końcu

Powiedział pierwsze słowo

Dla oceanów lustrem

nieba błękity zimne

wciągnęły by w swą pustkę

gdyby nie furkot skrzydeł

ponad obfite gaje

stworzone by ideał

nazwany trafnie rajem

samoistnie się spełniał

Jak było na początku

I jak się zdarzyć mogło

Przez tego, który w końcu

Powiedział pierwsze słowo

Kobietę i mężczyznę

których ulepił z gliny

i którym darował życie

dzieląc je odtąd z nimi

zastał w ramionach drzewa

nagich pod jego cieniem

jak owoc grzechu niewart

dojrzewał w ich spojrzeniach

Jak było na początku

I jak się zdarzyć mogło

Przez tego, który w końcu

Powiedział pierwsze słowo