Ballada O Pięciu Głodnych

Gdy stwórca wszelkiego istnienia

w niebieskim mateczniku zaległ

w dole pęciu zmyliwszy pogonie

ulicami kamiennego miasteczka biegnie

do drzwi zapartych kołacze

ostatni ramię w ramię

z gipsową Matką Bożą

młodym do śmierci nie spieszno

oczy tylko w judaszach żywe

stara kobieta drzwi na oścież otwiera

dni jej Pan skrzętnie policzył

zostali zatem wśród ścian

zdobnych w święcone ziele

jadłem czętuje kobieta

dzień jeden drugi trzeci

jadła wkrótce nie staje

mężczyźni ściągają obrączki

na palcach radości ślady

a potem kolej na odzież

bo jak wykarmić pięciu

rękoma starej kobiety

ostatni tuli do piersi

gipsową Matką Bożą

jemu ręce staruszki

kęsy podają najlepsze

pasie się głód nagścią

oczy mężczyzn podpala

dłoniom siłę odbiera

wypada Matka Boża

pęka gipsowe ciało

odsłania złoty odlew

i płoną oczy czterech

wśród ścian z święconym zielem

i serca ich jak oścień

i palce ich jak szpony

i tylko krzyk jednego

wśród ścian z święconym zielem

i płoną oczy czterech