Umieramy na życie

Spróbuj sam, to jak gra, żal przerwać.

Gratis dar, promocja, która uzależnia.

Mówię o życiu, bierz, najnowsza wersja.

Masz dużo niewiadomych, dużo też w swoich rękach.

Każdy nie pęka póki się nie wpierdoli

My jesteśmy inni, co innego oni

Raz się urodzisz, z chęci życia się wyzwolić ciężko

Mimo silnej woli i nie wierząc w piekło

Lecisz po bandzie, czy ścinasz łuki bracie

To nie jest gra o przysłowiowe złote gacie

Jadę przez to życie czasem po lewym pasie

Jak się zmęczę, zjadę do boksu na trasie.

Na razie biorę na trzeciego zamulonych.

Daję cynę długimi i klnę w korkach pierdolonych

Życie, a może nie jest grą,

A może to choroba przekazujemy ją z rąk do rąk

No, powiedzmy, kto będzie ostatni, kto był pierwszy

Opcja odpierdol się od moich wierszy.

Życie, życie jest nowelą, która wciąga jak narkotyk

Teraz do tych, co wola siedzieć i patrzeć

Żyć cudzym życiem, jak w kinoteatrze

Popcorn wam w ryj, raz na zawsze.

Ja mam drogi własne pełne różnych przeżyć

Nie błądzić będąc człowiekiem, znaczy nie żyć.

Czasami po dwóch latach widzę to samo miejsce

Znakiem tego znowu zaliczyłem pętlę, bywa.

Kto nie próbuje, nie wygrywa.

Suto wędlin kłaść na chleb i kląć na potęgę

Czy to jest moja dewiza?

Ja mówię: życie jest piękne

Albo przynajmniej takie bywa

Jedna lipa że to życie jest śmiertelne

Umieramy na życie, aby odnaleźć się pośmiertnie

Kleisz? Albo pojmiesz, jak cię wciągnie

Tak jak wciąga kokaina, gdy ją wciągniesz

Kleisz? Albo nie daj Boże pojmiesz.

Daj Boże pojmiesz.

Kleisz? Albo pojmiesz, jak cię wciągnie

Tak jak wciąga kokaina, gdy ją wciągniesz

Kleisz? Albo nie daj Boże pojmiesz.

A może pojmiesz.

Skoro to stacja przejściowa, warto zbierać plusy

Świat, z którego i tak pozostaną gruzy

Wszyscy narzekamy na braki czasu

Wszyscy umieramy, ale czy od razu?

Obracamy się z powrotem, nie wiem

Zastanowię się potem. Warszawa nie Eden.

Tuż za squatem, z kłopotem, ciągnącym się smogiem

I smrodem, nałogiem i Bogiem

Reguły, oldboje, młodzież jest wrogiem

Ja stoję za naszymi racjami, chłopie.

Futbol na plaży, indyjskie konopie

Nie, że marzy, tylko głośno myśli sobie

Ambasador życia z jego autostrady

Dopalone nitro, złamane zasady

Kleisz? Albo pojmiesz, jak cię wciągnie

Tak jak wciąga kokaina, gdy ją wciągniesz

Kleisz? Albo nie daj Boże pojmiesz.

Daj Boże pojmiesz.

Kleisz? Albo pojmiesz, jak cię wciągnie

Tak jak wciąga kokaina, gdy ją wciągniesz

Kleisz? Albo nie daj Boże pojmiesz.

A może pojmiesz.